
Mgła


Już wiem, jak wygląda bankiet – wszyscy na wyścigi lecą do stołów z żarciem i nakładają sobie jego stosiki na małe talerzyki.





Bankiet po chłopsku. (Do „słonego” stolika się nie dopchałam).
Babciu, zostałaś gwiazdą teatru.



Listopadowych nastrojów ciąg dalszy. Osiedle Batorego, wybudowane w latach 1962-1968 i wkomponowane w istniejący wcześniej drzewostan znajduje się na liście dóbr kultury współczesnej Warszawy z lat 1945-1989. Niewiele brakowało, a tutaj też bym kiedyś mieszkała. W sumie nie miałabym nic przeciwko temu – osiedle ładne, bardzo zielone, a przy tym w samym centrum miasta, blisko metra i pracy.


Osiedle z jednej strony sąsiaduje z parkiem Pole Mokotowskie, a z drugiej – z Zespołem Przyrodniczo-Krajobrazowym „Park SGGW”, niestety niedostępnym publicznie.



A właściwie jego przedsionek, czyli to, co przed pałacem. Okolice dobrze mi znane, bo chodziłam tu do liceum. Budy nie odwiedziłam, ale obeszłam okolice. Pogoda – powiedzmy – nastrojowa (spacer był 11 listopada).


Nie wchodziłam do kościoła, ale 10 lat temu weszłam, bo jest tam pewien ciekawy obiekt.

Chciałabym widzieć miny tych budowniczych.


Obok muzeum stoi dawna wozownia. Przed wejściem do pałacu stoi dużo dawnych zabudowań dworskich – wozownie, drwalnie, kuźnie, ślusarnie, spichlerze, a nawet areszt.





Być dozorcą w takim Wilanowie to była chyba niezła fucha.

Rana po wyrwanym zębie powoli się goi, ból już nie dokucza, jest długi weekend – można wyjść na spacer. Pogoda średnio dopisała (mżyło), ale okazji do wycieczek mało, więc trzeba korzystać.

Św. Andrzej Bobola jest jednym z patronów Polski – jak podaje AI – drugorzędnym. Nie wiem dlaczego tylko drugorzędnym, bo zginął za wiarę śmiercią dość nieprzyjemną, której szczegółów nie będę przytaczać. W kościele przy ul. Rakowieckiej znajdują się jego relikwie. Obok znajduje się Collegium Bobolanum – jezuicka szkoła wyższa.

Okoliczne uliczki zabudowane są ładnymi kamienicami z lat 30. Chodząc nimi przypomniały mi się moje jesienne spacery po Żoliborzu i Starych Bielanach sprzed pięciu lat.








I jeszcze zajączek:



Wpis post-traumatyczny. Nie wykorzystałam przedostatniego tygodnia października na przechadzki, bo zamiast na spacery chodziłam po ścianach. Ekstrakcja ósemki z powikłaniem w postaci ropnia – wciąż dochodzę do siebie. Tydzień wyjęty z życiorysu. Ale wczoraj po wizycie u dentysty postanowiłam jednak przejść się kawałek i odetchnąć świeżym powietrzem. Poszłam obejrzeć nowy most w Warszawie.






To miejsce we wrześniu pięć lat temu wyglądało tak. Trochę zarosło. Nie wiem, czy tak to powinno po pięciu latach wyglądać. Być może.

OK, idę zjeść mój kisielek.



Nie dawszy się sterroryzować dzikom blokującym wyjście z domu i poinstruowana przez administrację na okoliczność „bliskiego spotkania” udałam się w końcu na pierwszą jesienną przechadzkę po dłuższej przerwie. Pierwszą „spacerniakową”, bo regularnie wracam z pracy do domu przez Łazienki, obładowana po kieszeniach orzechami dla wiewiórek. Zaczynam się jednak niepokoić, bo dziki wychodzą na żer coraz wcześniej i podchodzą pod domy coraz bliżej. A dzisiaj ktoś zostawił drzwi wejściowe na klatkę szeroko otwarte… „Przepraszam, panie dziku, pan na które?”






Tyle co mój pokój w czasach dzieciństwa, czyli nie tak znów mało :-). Założona przez małżeństwo z Ukrainy. Obok mieści się lokal dawnej Zielonej Budki, kultowej, jak się dziś ładnie mówi, mokotowskiej lodziarni, mieszczącej się w tym miejscu od 1961 r., obecnie sieciówki Grycana. Sam Plac Unii słynął zaś z równie kultowego Supersamu, pierwszego w Polsce sklepu samoobsługowego o ciekawej architekturze, powstałego w 1962 r. Wyburzono go oczywiście, na jego miejscu stoi bezpłciowy biurowiec z centrum handlowym.

Podczas Pomarańczowej Rewolucji nosił stosowny szalik. Moi sąsiedzi z góry też sobie wczoraj urządzili „rewolucję” do samego rana, nie pierwszą zresztą. Może nie znają tam pojęcia ciszy nocnej.









